Kochani, nie wiem czy ktoś jeszcze tu zagląda, po takim okresie czasu, który minął od opublikowania pierwszego postu. Ja jako osoba niekonsekwentna szybko go porzuciłam, nawet zapomniałam, tak jak i Wy :). Ale odnalazłam ten krótki fragment, postanowiłam go wrzucić w wersji oryginalnej. Czy coś z tego będzie- okaże się. Tymczasem enjoy! ;)
***
Stłumione odgłosy dochodziły z zewnątrz. Przytłaczały dziewczynę, która biegła przed siebie, na oślep, otoczona murem białych ścian, które składały się na jakiś budynek.Dyszała. Serce waliło jej jak młot pneumatyczny, a w głowie dziwnie szumiało. Korytarz, który przemierzała, wydawał się nie mieć końca.Przez jej głowę przebiegła w pewnym momencie myśl, że skądś zna to miejsce, gdzieś już je widziała. Ale pomimo usilnych wysiłków, nie mogła sobie przypomnieć skąd je kojarzy. Nagle znalazła się przed dużymi, szklanymi drzwiami z dużym, czerwonym napisem. Zbliżało się do niego łóżko, prowadzone przez dwie kobiety, których twarze były dziwnie rozmyte. Na łóżku leżał mężczyzna. Dobrze jej znany. Przystojny. Znała go, znała te ramiona, oczy, usta, które tak często i chętnie układały się w uśmiech. Uważała go za najpiękniejszy uśmiech na świecie.Teraz się nie uśmiechał. Był poważny, a z jego oczu wydzierał się lęk, którego nie można z niczym innym porównać. Łzy ciekły mu po policzkach, a usta ułożyły się w podkówkę, jak u małego, bezbronnego wobec zła, dziecka. Podbiegła do niego tuż przed tym, jak zniknął za drzwiami. Złapał ją za rękę i wyszeptał chrapliwie kilka słów: "Jedź, jedź tam... Mazury. Pamiętaj,pamiętaj, że cię kocham". Potem tylko usłyszała jakiś dziwny piskliwy dźwięk i poczuła przeszywający ją na wskroś ból. Nagle wszystko zniknęło. Otworzyła oczy i jedyne, co dojrzała, to wszechogarniająca ją ciemność.....
***
P.S. Przepraszam za nieobecność, choć wiem że to nie wystarcza, ale może jednak sie pokusicie o przeczytanie tego postu. Za każdy komentarz będę wdzięczna :).